Założeniem wywiadów na naszej stronie jest to, że każdy dotyczy przede wszystkim jednego tematu. Tym razem, rozmawiając z Michałem Wiraszko, musieliśmy zrobić wyjątek, ponieważ teraz na tapecie jest zarówno festiwal w Jarocinie, którego Michał jest artystycznym dyrektorem, oraz bardzo ważny powrót zespołu Muchy w oryginalnym składzie i reedycja ich kultowego debiutu.
Jaki jest Twój cel jako dyrektora festiwalu w Jarocinie?
To mają być trzy dni, które zmieniają świadomość i kreują nową rzeczywistość. Muzyka na festiwalach jest oczywiście dominującym elementem, ale ludzie jeżdżą na nie także dla atmosfery. Ta wyjątkowa atmosfera i aura miejsca to właśnie to, na czym zależy mi najbardziej. Festiwal powinien posiadać osobowość.
Jarocin Festiwal zawsze kojarzył się z prezentowaniem muzyki przede wszystkim gitarowej. Jednak od tamtego roku zapraszasz również artystów hiphopowych. Dlaczego zdecydowałeś się na ten krok i jaki jest odzew ludzi na taką decyzję?
Wcześniej na tego typu festiwalach nie było hip-hopu. Gatunek ten raczej trzymał się sprofilowanych imprez. To trochę decyzja na miarę tej z roku 1980, kiedy Walter Chełstowski wprowadził na ówczesny, nazwijmy to folkowy festiwal jarociński muzykę punkową i rockową. Odważna i kontrowersyjna, ale w tym roku również to robimy, bo mimo głośnych sprzeciwów niektórych środowisk, nasza publiczność ją zaakceptowała i rozwija się razem z festiwalem.
Nawiązując do tego co powiedziałeś nasuwa mi się pytanie ile tego klasycznego Jarocina jest w obecnych edycjach…
Są i podobieństwa i różnice. Na pewno można porównać energię ludzi – to miasto w trakcie festiwalu na nowo zaczyna tętnić życiem. Widzę, że młodzi ludzie coraz bardziej angażują się w festiwal, a ja im daję przestrzeń na to, bo przecież za jakiś czas ktoś będzie musiał to przejąć. Kiedyś na czas festiwalu miasto pustoszało, teraz ulica Św. Ducha w trakcie festiwalu jest zatłoczona jak Oxford Street. Chodzi tu o ludzką energię, która przekłada się na moc samej imprezy.
Powiedz mi proszę jak to jest, że teraz takie festiwale jak np. Jarocin, sięgają po pewne akcje tematyczne tak jak w tamtym roku, gdzie reklamowaliście się przede wszystkim koncertem poświęconym muzyce Niemena. W tym roku, oprócz tego że zespół Public Image Ltd. będzie gwiazdą, to jeszcze John Lydon został oficjalnie kuratorem wydarzenia. Czy nie wystarczy po prostu, tak jak to było dotychczas ogłaszać line up czy trzeba wymyślać dodatkowe akcje żeby, w dobie dużego natężenia tych wszystkich festiwali, przyciągnąć ludzi?
Teraz otworzyłeś mi głowę na to, że faktycznie to może być jakimś trendem i zjawiskiem. Natomiast na pewno nie był to zabieg komercyjny, chcieliśmy po prostu wprowadzić tego typu elementy, żeby jeszcze bardziej wzmocnić festiwal pod względem artystycznym.
Bo wiesz, Jarocin jest teraz takim wydarzeniem, choćby na podstawie obecnego składu, bardzo zróżnicowanym. Będzie wspomniany Public Image Ltd., Lech Janerka który obecnie niezwykle rzadko koncertuje, z drugiej strony Quebonafide który jest mocno na topie ale trafia bardziej do młodszych odbiorców. Chodzi o to, żeby trafiać do różnych targetów?
Można to rozumieć na różne sposoby. Z jednej strony, układając line up, wyobrażamy sobie już na tym etapie, jak ludzie migrują między scenami, jak chodzą po mieście, co mogą usłyszeć w danym czasie i w taki sposób to układamy. Z drugiej faktycznie, pewien eklektyzm jest dla nas w tej pracy wyznacznikiem, chcemy trafiać do fanów różnych gatunków.
W ramach festiwalu jest też konkurs dla początkujących artystów. Jak oceniasz poziom zgłoszeń?
Poziom jak zwykle jest różny, natomiast mogę z pełną świadomością powiedzieć, że ci artyści, których wyłoniliśmy do kolejnych etapów prezentują fantastyczny poziom. Wymienię Przybyła czy Agatę Karczewską, ale wszyscy wybrani prezentują równy poziom (rozmowa była przeprowadzona jeszcze przed trzecim koncertem półfinałowym, w którym zwyciężył zespół RADIO SLAM. Przed nami jeszcze czwarty półfinał i bitwa o grand-prix już w Jarocinie – pk).
A jaka wg Ciebie jest przyszłość polskiej muzyki niezależnej? Chodzi mi o to, jakie gatunki, stylistki będą królować?
Nie ma odpowiedzi na to pytanie. Mocno uwolniliśmy się od dużych koncernów i teraz dobra muzyka może zawładnąć światem w chwilę, ten przepływ jest niezwykle szybki i to jest droga dla nowej muzyki. A jaka ona będzie? Dopóki artyści będą opowiadać dobre historie, dopóty inni będą ich słuchać.
Kończąc wątek festiwalu, to powiedz mi proszę czy da się połączyć sprawnie to, że Ty jako dyrektor jednocześnie grasz na nim. Pytam, bo nie jesteś jedynym przypadkiem w Polsce, że szef festiwalu jest też muzykiem.
Miała miejsce taka sytuacja w 2008 roku i bardzo tego żałuję, bo ten mój koncert wtedy, siłą rzeczy, wyszedł na pół gwizdka. Po tym incydencie postanowiłem sobie, że w czasie gdy będę działał za sceną, nie będę na niej grał, żeby skupić się dobrze na jednej rzeczy.
A Ty na co dzień jesteś bardziej dyrektorem Jarocina czy muzykiem i członkiem zespołu Muchy?
Od paru tygodni mogę już stwierdzić, że bardziej muzykiem niż przez ostatnie dwa lata, natomiast w tej chwili dokładnie pół na pół. Wspomniana praca za sceną potrafi dać mi olbrzymią satysfakcję. Przez ostatnie dwa lata skupiałem się głównie na Jarocinie, ewentualnie na wspomaganiu autorsko innych artystów, takich jak Rosalie. czy Krzysiek Zalewski, a kilka miesięcy temu udało nam się z powrotem zebrać z Muchami i od tego czasu gramy regularne próby. Tak miał wyglądać ten powrót i z tego się cieszę. Oczywiście to jest początek tej pracy, kto wie co się jeszcze może z tym stać. Natomiast uczciwie i mocno to wypracowaliśmy, dlatego mam ogromną nadzieję, że to pójdzie w taką stronę, jaką sobie wyznaczyliśmy. Koniec końców, te dwie role czyli animatora i muzyka, można jak najbardziej ze sobą pogodzić.
Michał, dla mnie ty wraz z zespołem Muchy, byliście w czasie gdy zaczynaliście, takimi innowatorami, tworzyliście taką muzykę jakiej nikt inny u nas nie robił, stąd też zdobyliście wtedy w tym alternatywnym światku dużą popularność. Czy możesz wskazać teraz takiego artystę czy zespoły, które teraz, na tle innych, mogą również wyróżniać się np. swoją oryginalnością.
Podejrzewam, że nie takiej odpowiedzi się spodziewałeś, ale uwielbiam nowatorstwo i oryginalność w narracji, skupiam się na opowieści. Pod tym względem, przyjemność sprawia mi podziemny hip – hop, mogę wymienić takich artystów jak Pro8l3m, Kaz Bałagane czy Rogal DDL. Wiem, że nie jest to muzyka dla wszystkich, czy do radia na popołudnie, ale zachwyca mnie jak ci ludzie widzą i opisują swój świat. Co dostrzegają, jakich porównań i odwołań używają, aby nakreślić swój świat. To czysta poezja i popkultura w krzywym zwierciadle. Słucham jak opowiadają o rzeczywistości i sprawia mi to diabelską przyjemność.
Porozmawiajmy teraz o reaktywacji zespołu w oryginalnym składzie oraz reedycji waszego pierwszego albumu. Skąd pomysł na reedycję, mimo że nie ma w tym roku okrągłej rocznicy jej powstania. Chodziło o to, żeby promować trasę w tymże składzie personalnym?
Dokładna rocznica przypadła na końcówkę listopada 2017. Ta reedycja miała być powodem do naszego ponownego spotkania. Zespół zamilkł koncertowo dwa lata temu, nie licząc jakichś okazjonalnych występów, po prostu się zawiesił. Ja się zająłem między innymi Jarocinem, ale brakowało mi Much. Wiesz, my przez 10 lat byliśmy mniej lub bardziej na świeczniku, no i gdzieś po drodze, że się tak wyrażę, trochę spadła temperatura tego wszystkiego. Po kolejnych przetasowaniach personalnych w zespole postanowiłem dać temu trochę oddechu i zobaczyć co się wydarzy. W listopadzie ubiegłego roku, po długim milczeniu na naszym fanpage’u, wrzuciliśmy okładkę płyty Terroromans i zadziało się tam szaleństwo, odzew fanów był niesamowity, stwierdziliśmy, że jeszcze o nas nie zapomnieli. Postanowiliśmy poczekać do wiosny i zagrać pierwszy koncert na Spring Break’u w Poznaniu. Oczywiście wcześniej się spotkaliśmy w oryginalnym składzie, znaleźliśmy salę prób w postaci KontenerArt Zbyszka i Ewy Łowżyłów, którym jestem za to mocno wdzięczny, bo uratowali nam w pewnym momencie tyłki – w środku zimnego stycznia udostępniając nam salę prób w pięknym miejscu nad samą Wartą. Zaczęliśmy grać i tak powstał utwór Obok ulic i miejsc, który rozbudził w nas nadzieje, że może być dobrze, potem podzieliliśmy się nim z naszymi rodzinami i znajomymi, którzy również stwierdzili, że ma moc i dlatego to był taki impuls do tej reedycji i reunionu.
A wspomniany utwór Obok ulic i miejsc z założenia miał nawiązywać do stylistyki znanej z Terroromansu? Pytam, bo przecież na przestrzeni lat Muchy mocno się zmieniały.
To co się zadziałało przy tworzeniu tego utworu, to efekt mojego duchowego partnerstwa z Piotrkiem (Maciejewskim) i Szymonem (Waliszewskim). My się po siedmiu latach spotkaliśmy w tej konfiguracji i po prostu zadziałała ta magia co na początku działalności Much. Z tego co zdążyłem zauważyć, nasi fani tą odsłonę Much najbardziej kochają. Ale też nie było w tym żadnego kombinatorstwa, to była pierwsza rzecz, którą zrobiliśmy po wejściu do sali prób. Po prostu Piotrek chwycił za bas, zasugerował mi co mam zagrać na gitarze, Szymon wszedł z bębnami i tak zrobiliśmy piosenkę. To jest przyczyna tej reaktywacji. Gdyby to nie poszło, nie byłoby ani reedycji ani koncertów. Zostawmy jubileusze artystom „muzyki środka”.
A z perspektywy tych 11 lat jak Ty, jako twórca, oceniasz ten album?
Bardzo go lubię.
I taka odpowiedź bardzo mi się podoba, bo uważam, że absolutnie nigdy nie stracił na jakości. Bardzo dziękuję Michał za rozmowę.
rozmawiał Przemek Kubajewski