Bangers must die! To czwarty album producencki Pawła Pruskiego, kryjącego się pod pseudonimem Minoo. Artysta potwierdza na nim, że choć mieszka w Polsce, to jego muzyka jest mocno międzynarodowa.
Obecny rok ledwo się zaczął, a już pojawiły się i będą się pojawiać godne uwagi albumy (choćby Kapela ze Wsi Warszawa czy Peter J. Birch). Na pewno jednym z nich jest Bangers must die!, który czaruje swoim klimatem od pierwszego utworu Tension. To już czwarty album Minoo (nie jestem może znawcą tego typu muzyki, ale każdą z jego propozycji znam i cenię) i według mnie najlepszy. Choć Artysta wywodzi się z hip-hopu i według mnie jego poprzednia twórczość była odzwierciedleniem alternatywnego spojrzenia na ten gatunek, to tutaj mamy delikatny zwrot w coś, co mnie przypomina neo soul – zwłaszcza słychać to w takich utworach jak Bang! Czy Everything was true. Z kolei są tu też mocno „elektroniczne” (cały czas nie lubię słowa ‚techno’, nie wiem dlaczego) kawałki (np. Sonic Empiree). Całość jest mocno klimatyczna, do słuchania przede wszystkim po zmroku. Co mnie bardzo cieszy, przypadki takie jak Minoo potwierdzają, że absolutnie nie mamy się czego wstydzić, bo nasi rodzimi producenci prezentują poziom mistrzowski i międzynarodowy. Fajnym też jest, że Paweł w utwory wplata sample z próbkami polskiego języka. Mnie to się bardzo podoba. Album jest na tak wysokim poziomie, że ciężko mi wybrać faworyta – po dłuższym namyśle jest to kojący Let’s Play.
Bangers must die! został wydany w niezależnym labelu Mad – Hop Records i można posłuchać w formie streamingu tutaj. Można go również kupić na nośniku. Jedynie na winylu (ja jako miłośnik chłodnego brzmienia płyty CD jednak ubolewam), ale to słuszna koncepcja – ciepło trzasków na pewno wzmocni tą naprawdę niezwykłą muzykę. Radzę się spieszyć z kupnem, bo jest to edycja mocno limitowana.
peka