Jeden z najbardziej pozytywnych (pod każdym względem) rodzimych zespołów długo kazał czekać na nowy album. Już wiadomo, że było warto.
Legendy to z jednej strony bardzo eklektyczny materiał a z drugiej niesamowicie spójny. Ekipa BiFFa konsekwentnie od wielu lat serwuje słuchaczom bardzo specyficzny rodzaj muzyki alternatywnej. Wszystko za sprawą, moim zdaniem, trzonu kolektywu czyli Ani Brachaczek i Hrabiego Fochmana. Ania od lat jest jedną z moich ulubionych wokalistek, z bardzo charakterystyczną barwą, która uszlachetnia wszystko w czym bierze udział (polecam utwór Mój miły głos żeńskiego składu rapowego Paresłów z gościnnym udziałem Ani). Hrabia zaś ciągle za sprawą swoich kompozycji stał się jedną z najbardziej frapujących postaci sceny alternatywnej (mnie zawsze będzie kojarzył się głos jako bardzo popularnego utworu zespołu Pogodno, zamykającego album Hajle Silesia, wybaczcie ale z pewnych przyczyn nie podam jego tytułu). BiFF to także sekcja rytmiczna znana z wspomnianego Pogodno (Pfeif – Kozłowski), co dla wnikliwego słuchacza może oznaczać, że brzmienie jest konkretne. Tak jest na Legendach. Gdybym miał do czegoś porównać ten materiał, to mam skojarzenia z Pielgrzymką Psów, (kolejny raz już) wspominanego tu zespołu Pogodno, na którym spotkała się zresztą większość ekipy obecnego BiFFA.
Ale dość o przeszłości. Legendy to miły zarówno dla ucha ( o tym za chwilę) jak i dla ucha twór – piękna okładka i wnętrze jest chyba moją poligrafią tego roku. A muzycznie… No cóż, totalny misz masz. Po pierwsze są to hołdy, nawiązania – w otwierającym utworze Legendy o miłości z gwiazd zacząłem doszukiwać się nawiązania do Space Oddity Mistrza Bowie jeszcze zanim usłyszałem odliczanie. Oni muszą coś natychmiast zjeść w końcowej części utworu to nic innego jak sympatyczny pastisz Budki Suflera. Stylowo i pod względem nastroju też jest tu równie, a nawet skrajnie, od mrocznie kołyszącego Złego Króla (z przeszywającym wokalem Hrabiego) po choćby elektro – hippisowsko – popowy Spodek. Mam ja tutaj swojego faworyta, utwór który zapętlam od paru dni przy wszelakich okazjach. To Babie lato, które jest czymś w rodzaju ukłony dla indie popowego grania w stylu np. Sonic Youth. Ania Brachaczek w tym utworze czaruje… Chciałbym usłyszeć więcej takiego materiału z jej wokalem.
Cóż więcej, ładna płyta, BiFF absolutnie nie strącił poprzeczki a co więcej, zawiesił ją jeszcze wyżej. W takich sytuacjach jestem jeszcze bardziej dumny z faktu, że jestem mieszkańcem Śląska, bo i kolektyw po części śląski. Materiał też nawiązujący do tegoż wspaniałego regionu. Hajle Silesia!
peka