Wywiady Akademii #2 – Grzegorz Szwałek

Łączenie pracy menedżera muzycznego z regularnym graniem w danym zespole nie jest powszechne, ale są przykłady na to, że z powodzeniem można łączyć te dwie funkcje. Jednym z nich jest zespół Raz, Dwa, Trzy który od wielu lat zachwyca fanów swoją muzyką. Porozmawialiśmy z menedżerem i muzykiem (akordeon, klarnet, keyboard) zespołu, Grzegorzem Szwałkiem o tym, jak można z sukcesem dzielić te dwie prace. Z pewnością wywiad zainspiruje osoby związane z Akademią Menedżerów Muzycznych.

Jak doszło do sytuacji, że zaczął Pan łączyć pracę menedżera zespołu Raz, Dwa, Trzy z graniem w tymże zespole?

Jestem jednym z założycieli zespołu Raz, Dwa, Trzy, gram w nim od początku. W 1998 roku doszło do sytuacji w której poprzedni menedżer zrezygnował z pracy nie informując nas o tym. W wyniku tego przez 3 miesiące byliśmy kompletnie bez koncertów.  Ja za jego kandencji zajmowałem się road managementem, to do mnie należały kwestie dopilnowania wszystkich spraw w trasie, a ponieważ prowadziłem obok zespołu inną działalność gospodarczą, zaproponowałem kolegom, że do czasu znalezienia nowego menedżera wszystkimi sprawami organizacyjnymi mogę się zająć. Tak naprawdę zająłem się tym na chwilę, a trwa to już prawie 20 lat.

Czyli rozumiem, że przez te lata Pańskie działania jako menedżera zespołu były tak skuteczne, że pozostali członkowie zespołu nie chcieli tego zmieniać?

Przyznam, że przez ten czas nikt nie wpadł na to, żeby to zmieniać, więc robię to co robię.

Czy Pan jako doświadczony menedżer popularnego zespołu przez ten długi okres działania widzi zagrożenia, które mogą wyniknąć z łączenia tych dwóch funkcji?

Lubię to co robię, dlatego utrudnień, oprócz tego że mam zdecydowanie więcej pracy, nie ma. Wydaje mi się, że człowiek który jest na miejscu, który jest w środku zespołu, widzi i wie jak funkcjonuje ten zespół, jest gwarantem solidności, zależy mu, żeby zespół się rozwijał. Dla mnie ta grupa, jako dla jednego z założycieli, jest tworem bardzo bliskim. Nie jest to jakiś kolejny band który biorę do swojej stajni, tylko ten jedyny , będący dziełem również mojego życia. Dlatego mam mocny stosunek emocjonalny do tej pracy, do zespołu i do tej grupy ludzi. Co więcej, wydaje mi się, że nie dość że to ułatwia pracę to jednocześnie daje gwarant moim kolegom, że poważnie traktuję moje obowiązki.

A czy zdarzyła się na przestrzeni tych lat propozycja od innych zespołów, żeby został Pan ich menedżerem? Bo przecież jest to powszechne, że taki menedżer często prowadzi więcej niż jednego artystę lub zespół.

Miałem takich propozycji dużo, z różnych zespołów, z różnych gatunków muzycznych. Ja się nie zajmuje zawodowo „menedżerką”… to znaczy zajmuje się, ale tylko i wyłącznie swojego zespołu, nie zamierzam rozbudowywać swojej działalności w tym zakresie. Prowadzę management jednego zespołu i to mi wystarcza.

Pański zespół od wielu lat jest w znakomitej formie, zarówno koncertowej jak i wydawniczej, czyli wychodzi na to, że oprócz oczywiście kwestii artystycznych, takie łączenie dwóch funkcji się sprawdza. Jednak nie jest to ani w Polsce ani zagranicą zbyt popularne. Jak Pan uważa, dlaczego?

Myślę, że do tego, żeby to łączyć trzeba mieć po pierwsze pewne cechy charakteru, które powodują, że sprawy organizacyjne nie przerażają. Myślę, że większość artystów skupia się na tym, żeby tworzyć, żeby grać. I to nie jest oczywiście żaden przytyk, po prostu zazwyczaj taki jest zestaw cech artystów, wokalistów, muzyków – wolą się skupiać na tym co robią najlepiej. Po drugie, wydaje mi się, że żeby łączyć te dwie funkcje trzeba mieć predyspozycje i doświadczenie, tak jak już wcześniej wspomniałem, ja przed objęciem funkcji menedżera w zespole prowadziłem już własną działalność gospodarczą, byłem zaangażowany w działalności biznesowe, więc dla mnie nie było problemem, żeby zająć się tymi rzeczami, którymi artyści nie lubią się zajmować czyli administracją, księgowością, „papierologią” – tymi rzeczami, które są codziennością menedżera muzycznego. Większość artystów po prostu szuka kogoś, kto zrobi to dobrze za nich.

Spotkał się Pan w polskiej branży muzycznej, że jest łączona taka funkcja?

Tomasz Zeliszewski, perkusista Budki Suflera był też jednocześnie menedżerem zespołu. Także Grabaż w Strachach na Lachach zajmuje się managementem i według mnie, taka praca z pozycji tekściarza, frontmana, wokalisty to całkowity ewenement. Hubert Gasiul, który gra na perkusji u Ani Rusowicz (a także gra w zespole Wilki – pk) i jest prywatnie mężem artystki, zajmuje się jej menagementem.  Ale faktycznie, takie połączenie w Polsce nie jest powszechne.

Wielu absolwentów i uczestników Akademii Menedżerów Muzycznych to artyści. Gdyby mógł Pan przekazać jakieś porady dla takich osób, które dopiero zaczynają karierę i chcą łączyć granie z pracą menedżera.

Według mnie warto zainwestować w to, co się tworzy, żeby to było inne, wartościowe, ciekawe, żeby było czym zainteresować słuchacza. Wiele młodych ludzi często proponuje coś, co nie ma w sobie żadnego ładunku emocji, jest miałkie i wtórne, a brak sukcesu usprawiedliwia złym managementem. Artysta powinien się skupić się na tworzeniu. Wtedy menedżerowi czy jemu samemu  będzie łatwiej zająć się takim projektem. Oprócz tego trzeba mieć cechy charakteru i umiejętności, które powodują, że nie boimy się asertywnie rozmawiać z organizatorami, że mamy umiejętność namawiania ludzi, żeby z nami pracowali. Co do rad, to ja wyznaję taką zasadę, zarówno jako muzyk jak i menedżer, że wszyscy jedziemy na tym samym przysłowiowym wózku, począwszy od organizatora, przez technikę która pracuje przy koncertach po muzyków. My  w zespole mamy takie podejście, że nigdy  nie wydawało nam się, że jesteśmy ważniejsi od kogokolwiek, kto jest zaangażowany np. w projekt koncertowy. Wobec tego udawało nam się nie robić awantur o jakieś małe niedociągnięcia i raczej podchodziliśmy do wszystkiego ze zrozumieniem, bo każdy ma prawo do błędów – właśnie dzięki takim relacjom buduje się kontakty na lata. Tego życzę każdemu młodemu człowiekowi, żeby nie palił za sobą mostów i żeby nie wydawało mu się, że praca jego i jego artysty jest ważniejsza od pracy innych ludzi  zaangażowanych w  projekt muzyczny. W czasie koncertów  od technicznego, przez świetlika i nagłośnieniowca, po  firmę fonograficzną gdzie szacunek należy się wszystkim od kuriera po prezesa. Wszyscy jesteśmy w tym procesie równie ważni i tylko współdziałanie i wzajemny szacunek daje szanse na sukces.

I to jest piękna puenta. Na koniec chciałbym Pana zapytać o najbliższe plany zespołu Raz, Dwa, Trzy.

Jesteśmy zespołem, który dość rzadko nagrywa płyty, za to dużo i często koncertuje. Adam Nowak jako autor tekstów pisze wtedy, kiedy ma coś do powiedzenia. I jest teraz taki moment w jego życiu, że zbiera doświadczenia i pewnie niedługo nadejdzie moment że będzie chciał coś wartościowego tekstami przekazać. Ale tak jak powiedziałem, cały czas koncertujemy i gramy tych koncertów naprawdę dużo.. Już jakiś czas temu mieliśmy plan, żeby przypomnieć publiczności płytę z piosenkami Wojciecha Młynarskiego. W tym roku mija 10 lat od jej wydania, do tego doszedł  smutny kontekst śmierci Pana Wojciecha.  Od września do grudnia zagramy 35 koncertów z tym repertuarem. Serdecznie wszystkich zapraszamy. Spotykania z publicznością  dają nam największą przyjemność i satysfakcję.

Rozmawiał Przemek Kubajewski

Fotografię Grzegorza Szwałka wykonał Sławek Przerwa

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.