Oprócz biografii muzyków i zespołów (a i tych zbyt dużo nie ma) w Polsce bardzo rzadko wydawane są książki o tematyce stricte muzycznej. Myślę o takich pozycjach dla pasjonatów, fanów. Dlatego na wieść, że ma ukazać się „Piosenka musi posiadać tekst I muzykę. 200 najważniejszych utworów polskiego rocka” bardzo się ucieszyłem. Bo wiadomo, jest internet, w którym jest wszystko, ale z drugiej strony nie było u nas nigdy książki, która w jednym miejscu zebrałaby informacje dotyczące utworów, płyt, stanowiących po prostu dobro kulturalne.
Czytając ją stwierdzam, że to bez wątpienia książka niezwykła. Autorzy, Jan Skaradziński i Konrad Wojciechowski, wykonali ogromną pracę, kompletując tak szczegółowe informacje, bo każdy z opisywanych utworów posiada dodatkowo informacje o wszystkich wersjach utworu, łącznie z tymi wykonanymi przez innych artystów. Jest to niesamowite, bo podane są lata wydań, wytwórnie a także wykonania danego utworu podczas wszystkich polskich talent show (!) – naprawdę jest to imponujące. Oprócz tych suchych faktów (które ja uwielbiam) są też opisy, kulisy, okoliczności powstawania każdego z utworów z wypowiedziami twórców i osób związanych z daną sytuacją. A żeby było tego jeszcze mało, jest tutaj mnóstwo ciekawostek – nie będę ich dokładnie przytaczał, żeby nie psuć przyszłym czytelnikom przyjemności (ale zdradzę, że jednym z rodzimych przebojów interesował się sam Elvis). Bardzo podoba mi się też to, że autorzy tak wiernie dostosowali też swoje teksty do rzeczywistości, która otaczała nasz kraj w danej dekadzie. Ja sam znalazłem świetną ciekawostkę, że w latach 60. badanie potencjalnej popularności polegało na tym, że muzycy w studio zostawiali otwarte drzwi, żeby panie sprzątające budynek mogły usłyszeć nagrywane piosenki. Jeśli po paru dniach panie nadal którąś nuciły, to znaczyło że będzie hit. I zazwyczaj się to sprawdziło. Książka jest podzielona na dekady, od lat 60. XX wieku do dzisiaj (ostatnia i obecna dekada są tutaj w jednym rozdziale). Najwięcej miejsca zajmują lata 80., jednak inne okresy są również bardzo obszerne. Jak dla mnie trochę zbyt mało czasu jest poświęcone latom 90. I 00, ale pewnie piszę tak, bo sam się wtedy wychowywałem i dojrzewałem, więc mam do nich największy sentyment. Jednak dzięki dziełu Panów Skaradzińskiego i Wojciechowskiego nadrabiam zaległości (i dyskografię) – choćby od tygodnia kompletuję dyskografię zespołu Skaldowie, który zawsze wydawał mi się jedynie ciekawostką, a obecnie ważnym zespołem wtedy aż do dziś. Bo tak naprawdę, to zawsze myślałem, że sporo wiem o polskiej muzyce. A okazało się, że tak nie jest – informacje z książki bardzo mnie w wielu przypadkach dziwiły, zwłaszcza niektóre kolaboracje muzyczne. Tym bardziej cieszę się, że mogłem uzupełnić wiedzę. I oczywiście mogę marudzić, że za mało tutaj Edyty Bartosiewicz, w ogóle nie ma nic zespołu Raz, Dwa, Trzy, nie ma żadnego utworu z ogromnie ważnych płyt gitarowych ubiegłej dekady czyli „Uwaga! Jedzie tramwaj” Lenny Valentino, „Dni Wiatru” Ścianki czy „Paczatarez” Negatywu” to zdaję sobie sprawę, że publikacja musiała mieć swoje ramy, granice a poza tym, zawsze w takich przypadkach, jest to wybór subiektywny autorów, więc trzeba to uszanować. Panowie (i tu zwrot bezpośrednio do twórców) – to sugestie są na wypadek, jakbyście chcieli napisać drugą część (a myślę, że jest szansa, bo książka jest bardzo ciepło recenzowana nie tylko w mediach, ale też w rozmowach z moimi znajomymi – muzykami, dziennikarzami, pasjonatami). Trzeba też dodać, że jest ona pięknie wydana a wewnątrz znajdują się unikatowe zdjęcia ilustrujące muzykę.
Podsumowując, to po prostu lektura obowiązkowa. Mogę ją śmiało polecić tym, którzy tak naprawdę w ogóle nie znają polskiego dorobku muzyki rockowej, ale także tym, którzy się nią pasjonują i (wydaje się im, tak jak mnie, że) wiedzą o niej dużo. Zbliżają się święta, więc, jeśli jej nie macie, piszcie listy do św. Mikołaja – miło byłoby ją znaleźć pod choinką.
A jako tło do czytania polecam playlistę mojego autorstwa.
Przemek Kubajewski