Nowe wywiady AMM #27 – GMAN

Z GMAN-em, czyli Grzegorzem Kowalczykiem chcieliśmy porozmawiać już jakiś czas temu. Świetnie wspominamy czas, gdy „wymiatał” z Carrion na wokalu. Obecnie rozpoczyna działania solowe, które już zaznaczył świetnymi singlami „AVO” i „Mów mi więcej”. W końcu się udało złapać i przeprowadzić rozmowę!

 

Twoja kariera w zespole Carrion trwała ładnych parę lat… Co tak naprawdę zapamiętałeś z tego okresu, co było najważniejsze dla Ciebie w aspekcie wydawania i grania regularnych koncertów?

To było parę świetnych i intensywnych lat. Byliśmy grupą bliskich sobie kumpli, którzy mocno wierzyli, że tą naszą muzyką możemy coś zmienić. Nie mówię tu o tym, że zmienimy od razu świat na lepsze. Chodzi mi raczej o to, że komuś to może sprawi frajdę. Komuś może, jak to się teraz mówi “zrobi dzień”. Jeździliśmy od miasta do miasta i widzieliśmy te zadowolone twarze. To było naprawdę coś fajnego, takie momenty warte wszystkich pieniędzy świata. Udało się razem wydać 3, bardzo dobrze przyjęte albumy. Można było usłyszeć piosenki w radio czy zobaczyć klip w TV. Piękne czasy. Niestety formuła się wyczerpała i poszliśmy w różne strony. Jeśli miałbym to podsumować jednym zdaniem to użyłbym cytatu z Alicji w Krainie czarów: tylko wariaci są coś warci.

 

Zrobiłeś sobie w pewnym momencie przerwę od grania… Oczywiście rozumiem, że chęć grania, tworzenia, zawsze zostaje w muzyku… Ale gdybyś powiedział jak i dlaczego narodził się GMAN?

Ale nie zrobiłem przerwy od pisania samej muzyki. Chowałem ją tylko do szuflady. Sam fakt pisania tych nutek i tekstów przez długi czas wystarczał i było ok. Ale jak to czasem bywa, pragnienie wyrzucenia tego wszystkiego z siebie rosło i rosło i coraz głośniej domagało się jakiegoś ujścia. Kiedyś u kumpla wziąłem gitarę i zagrałem mu szkielet AVO, usłyszałem coś w stylu – ej co to jest? Fajne! Wtedy pomyślałem, że może jeszcze coś tego rock n rolla we mnie zostało? Może warto by jeszcze raz spróbować wejść na scenę i wyśpiewać to co we mnie gdzieś głęboko siedzi? Znowu poczuć tę energię od ludzi. Mam też to szczęście, że moja żona zawsze pchała mnie w tą stronę, zawsze powtarza: rób! Jak nie teraz to kiedy!?

 

W Carrion grałeś jednak też inny gatunek… Czy lżejsze granie solo wynika choćby z jakiś nowych inspiracji muzycznych?

Czy ja wiem? Tak naprawdę to odkąd pamiętam słucham po prostu muzyki, którą uważam za dobrą. Czy to będzie death metal czy pop to zależy tylko i wyłącznie od nastroju danej chwili. Nigdy się mocno nie zastanawiałem też nad tym gdzie i jak skategoryzować swoją twórczość. Dla mnie nie ma to serio znaczenia co z tego wyjdzie. Jeśli czuję się z tym dobrze i sprawia mi to radość to super, o to w tym tak naprawdę chodzi. Może do disco polo się nie nadaję ale cięższemu graniu nie mówię nie. Ostatnio zaliczyłem gościnny występ w kawałku kumpli z Blackstar i zaręczam, że nie jest to lekka ballada do ogniska hehe.

 

To teraz jestem ciekaw, już z perspektywy czasu – czym różni się tworzenie i działanie solo od tego w kolektywie?

Tak naprawdę to różni się wszystkim, a może inaczej – mało jest bardzo podobieństw. W zespole wszystko przechodzi od razu przez sito kilku gustów, każdy pomysł poddawany jest krytyce czy aprobacie. Szybko wiadomo czy coś działa czy nie. Czy ten riff z takim wokalem siądzie czy coś jeszcze wymaga pracy. Kolektyw może bardzo taką pracę ułatwić. Z drugiej strony powoduje, że czasem trzeba pójść na kompromis tu i tam. Nie zawsze z każdym musisz się zgadzać. Robiąc muzykę od początku do końca samemu, można wszystko zrobić po swojemu ale tak serio to jest parę milionów razy trudniej. Ciężko złapać do swoich nut dystans. Ja nagrywam swoje pomysły i pokazuję je trzem znajomym. Tym trzem, którzy zawsze  szczerze powiedzą, że fajne albo “daj pan spokój”.  Trwa to często bardzo długo. To zupełnie inny rodzaj zabawy niż z zespołem. Nie mówię, że nie ma w tym zabawy ale cały czas się tego jeszcze uczę.

 

Jak duży jest obecnie zasób materiału, z którym już mógłbyś się podzielić?

Mam gotowy materiał na płytę. Większość już nagrana i można to grać na żywo. Skład live też jest. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to się zmaterializuje i będę mógł się tym dzielić gdziekolwiek ktoś będzie chciał tego słuchać (śmiech).

 

I na koniec pytanie piłkarskie, bo wiem, że się interesujesz… kto wygra EURO 2020?

Przed rozpoczęciem imprezy to serce mówiło, że mamy szansę na fajny wynik. Serio. Taki skład, najlepszy zawodnik świata… No cóż na ten moment nawet serce nie jest tak naiwne żeby w wielkie rzeczy wierzyć (rozmowa odbyła się przed meczem Polski ze Szwecją – red.). W związku z tym, że wykreślić chyba trzeba nas z tego równania to stawiałbym pomiędzy Francją a  Włochami. Rewelacyjnie się na nich patrzy jak grają. Piękny futbol bez kompleksów i z wielką dozą fantazji. Trochę jak w muzyce, wracając jeszcze raz do “Alicji…” – tylko wariaci są coś warci.

rozmawiał peka

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.