Superhuman Like Brando – SLB [RECENZJA]

Superhuman Like Brando – nazwa, nie powiem, bardzo fajna, intrygująca, ciekawa. Pod nazwą kryje się muzyka, której można przypiąć dokładnie te same określenia.

Trochę tęsknię za czasami, gdy w Polsce muzyka gitarowa kojarzyła się nie tylko z mocnym graniem lub gatunkiem niszowym, undergroundowym. Tak, byli u nas tacy Artyści, którzy łączyli ambitnego rocka z radiowym i przystępnym sznytem (m.in. Myslovitz, Negatyw). Teraz (oczywiście wg mnie) jest tego coraz mniej (na myśl przychodzi mi Tomek Organek). Tym bardziej cieszą takie debiuty jak Superhuman Like Brando, które z powodzeniem mogłoby w Polsce grać nie tylko Antyradio.

Na płycie panuje eklektyzm, bo mamy coś w stylu grunge’u (otwierający album Noce bez snu), są indierockowe strzały (przebojowy Taksówkarz ma wszystko, co powinien mieć rockowy hit, dlatego wcale mnie nie dziwi, że doceniło go wspomniane już wcześniej Antyradio). Mnie najbardziej podobają się te spokojniejsze utwory (np. Miłość czy Najlepszy człowiek) które świetnie uwypuklają zdolności autorów do pisania po prostu dobrych piosenek. Za kompozycje odpowiada całe trio (Dawid Karpiuk, Łukasz Moskal i Wojtek Traczyk). Mocnym punktem są również teksty i wokal – to wszystko zasługa Karpiuka.

Tradycyjnie, jak to w moich tekstach, spróbuję porównać do innych artystów i słyszę tu z jednej strony lekkość Kings of Leon (zwłaszcza w tych spokojniejszych utworach) a z drugie SLB mają coś z innego polskiego zespołu, o równie długiej nazwie – Kombajn do zbierania kur po wioskach (pamięta ktoś jeszcze?).

Fajna płyta, aż żałuje, że sięgnąłem po nią już w 2019 roku – na pewno pojawiłaby się u mnie w podsumowaniu roku ubiegłego.

peka

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.